Chyba każdy wie, co się obecnie dzieje na świecie. Dla wielu z Nas los Ukrainy nie jest obojętny. Kraj ten został ogarnięty wojną w wyniku napaści Rosji i dzielnie walczy o swoją wolność. Jednym z symboli tej walki jest „Duch Kijowa” – osławiony ukraiński pilot MiGa 29, który zestrzelił kilka samolotów agresora i stał się legendą.
Model tego samolotu w skali 1/33 przygotowało wydawnictwo Angraf jest to tzw. wydanie specjalne stworzone przy współpracy z redakcją dobrze mi znanego Małego Modelarza, na którym się modelarsko wychowałem. Na stronie z opisem budowy wydawca umieścił informację, że całkowity dochód ze sprzedaży tego modelu zostanie przekazany jako wsparcie dla modelarzy ukraińskich i ich rodzin. I jak tu nie wesprzeć takiej akcji? Uznałem, że muszę go kupić. I tak oto ów model znalazł się w moich rękach.
Na początku nie planowałem jego budowy. Jak wszystkim wiadomo od lat nie składam wycinanek z papieru i nie specjalnie mnie one interesują, choć mam oczywiście duży sentyment do modelarstwa kartonowego. W zamyśle miałem plan przekazania modelu komuś, kto lubi pracować z kartonem i podejmie się budowy tegoż modelu. Niestety chętnych nie było, a model leżał kilka tygodni w domu. Wreszcie któregoś wieczoru, bez większych oczekiwań co do ewentualnego efektu, sięgnąłem po nożyczki i tak się zaczęło. Początek poszedł dosyć gładko, gdyż model nie należy do trudnych w budowie. Jednak dwudziestopięcioletnia przerwa w modelowaniu kartonu dała o sobie znać i całkowicie nieodwracalnie sknociłem jeden z elementów. Musiałem przyjąć to na klatę, ubrać buty i pojechać do Empiku po kolejną „wycinankę” czyt. kolejny egzemplarz tegoż samego modelu (nie, nie żartuję, teraz mogę się już przyznać). Mając zapasowe części z drugiego zestawu zacząłem już bardziej zważać na delikatność materii papieru i powoli udało mi się zmontować bryłę kadłuba. Muszę przyznać, że to bardzo budujące odczucie, kiedy patrzy się jak model dosłownie rośnie w oczach i w dodatku „od razu pomalowany”. Trochę zapomniałem jak to jest, bo od lat buduję modele z plastiku, a te najczęściej nabierają barw dopiero na koniec budowy.
Warto wspomnieć, że szata graficzna wycinanki jest bardzo ładnie odwzorowana, kamuflaż pikselowy prezentuje się wyraziście, a dodatkowe delikatne ślady eksploatacji dodają całości wiarygodności. Ponieważ wycinanka jest oparta konstrukcyjnie na leciwym projekcie z Małego Modelarza posiada kilka uproszczeń i różne błędy, których obecny wydawca nie poprawił. Jednak nie dyskwalifikuje to zestawu, trzeba po prostu włożyć w niego więcej pracy. Choć nawet niepoprawiony model zapowiada się interesująco. Jeśli zaś zostanie prawidłowo złożony to z całą pewnością będzie cieszył oko.
Już na początkowym etapie budowy zdecydowałem się na pewne zmiany w konstrukcji modelu (nie byłbym sobą, gdybym czegoś nie zrobił po swojemu) i wykonanie tak zwanego „pod poszycia” praktycznie pod wszystkimi większymi elementami. Zmiana ta była związana przykrą sytuacją, która mnie spotkała na początku budowy, czyli z zapadnięciem powierzchni modelu. W mojej ocenie mała grubość kartonu niestety nie pozwala na wykonanie z niego solidnej struktury nawet mimo użycia odpowiedniego szkieletu, który podpiera pokrycie. Szczególnie problem ten uwidacznia się przy większych płaskich powierzchniach. Choć trzeba uczciwie przyznać, że karton, na którym wydrukowano wycinankę jest bardzo dobrej jakości i świetnie poddaje się formowaniu na sucho i mokro. Aby zapobiec zapadaniu się niektórych powierzchni na delikatnym kartonowym modelu postanowiłem wycinankę nieco usprawnić tak, aby konstrukcja była mniej podatna na uszkodzenia. Ponieważ gotowy model z nierówną i pozapadaną powierzchnią wyglądałby po prostu źle, a chciałem tego uniknąć. Musze tu przyznać, że przez ostatnie lata moje dłonie nawykły do pracy z modelami z tworzyw sztucznych, które są zdecydowanie bardziej twarde i wytrzymałe niż kartonowe. Przy konstrukcji z plastiku można sobie pozwolić na pewny chwyt, a nawet na solidne ściśnięcie dłonią modelu przy budowie. Taka praktyka jednak nie przejdzie przy budowie modelu z kartonu i trzeba bardzo uważać, aby czegoś nie zgnieść, a to mi się niestety przydarzyło. Stąd też decyzja o wykonaniu „pod poszycia”, jako dodatkowej struktury wzmacniającej pokrycie zewnętrzne. Usztywniłem konstrukcję dodatkowymi elementami i warstwami wykonanymi z tektury piwnej i brystolu wklejonymi między elementy szkieletu. Choć pracy przy wzmacnianiu było dosyć dużo to finalnie „pod poszycie” dało bardzo dobry rezultat i dzięki niemu model wydaje się gładszy bez różnych uskoków i zapadlisk.
Prawdę powiedziawszy w momencie rozpoczęcia prac przy modelu nie wiedziałem czy podołam jego budowie, gdyż moja dwudziestopięcioletnia przerwa w modelarstwie kartonowym była dosyć długa. Niby z modelarstwem jest jak z jazdą na rowerze, ale wiele z niuansów oraz technik modelarstwa kartonowego zwyczajnie zapomniałem. Postanowiłem, więc że zrobię ten model w najprostszej formie, to znaczy bez wysuniętego podwozia i z zamkniętą kabiną pilota, czyli w „locie”. Stwierdziłem też, że jeśli model wyjdzie mi nieszczególnie dobrze to przynajmniej powieszę go wysoko na suficie w modelarni i nie będzie dzieci straszyć. Z tego powodu zaślepiłem imitacje wnęk komór podwozia, które i tak miały bardzo uproszczoną formę i w zasadzie bez mocnej waloryzacji nie wyglądałyby przekonująco. Uznałem, że budując model Miga w formie „lotnej” wypadałoby umieścić figurę pilota we wnętrzu kabiny, aby ostateczny efekt nie wyglądał dziwnie. Tutaj poszedłem na łatwiznę i kupiłem gotową żywiczną figurę firmy Aires odlaną z żywicy w skali 1/32. Nieco ją zmieniłem dodając maskę tlenową, którą zrobiłem z masy chemoutwardzalnej i gitarowej struny. Poprawiłem również położenie rąk i dłoni, do których dodałem manipulatory służące do sterowana samolotem. Po odpowiednim pokolorowaniu figura nabrała przekonującego wyglądu wobec czego wkleiłem ją do wnętrza kokpitu. Samo wnętrze kabiny pilota, zaproponowane w wycinance, jest bardzo ubogie i w zasadzie mało zgodne z oryginałem. Więc je też nieco ulepszyłem, od siebie dodałem elementy symulujące obecność paneli elektroniki oraz celownika HUD. Uplastyczniłem tablice przyrządów pokładowych przez wycięcie wskaźników i nadanie jej trójwymiarowości. Kabinę zamknąłem stosując dedykowaną do tego modelu przeźroczystą wytłoczkę przygotowaną przez producenta modelu i możliwą do dokupienia, jako akcesoria dodatkowe. Jednak minimalnie zmieniłem jej położenie, ponieważ wyglądała mi na za wysoką i dziwnie zmieniała kształt samolotu. Na tym etapie poprawiłem też kształt przodu modelu, który niestety nie wygląda tak jak powinno być w MiGu 29. Za późno spostrzegłem, że cały przód modelu jest zbyt mało pochylony względem osi wzdłużnej kadłuba i sytuację ratowałem poprzez minimalne pochylenie samej osłony radaru. Nieco to poprawiło efekt, ale nie jest to i tak to, co powinno być. Sama osłona radaru wydała mi się zbyt kanciasta i uproszczona, dlatego nadałem jej bardziej obłą i gładką formę. Korektę tą wykonałem poprzez szpachlowanie i szlifowanie aż do momentu, kiedy rezultat wydał mi się zadowalający. Następnie pomalowałem osłonę na kolor zbliżony do tego z wycinanki. Również boczne napływy skrzydeł były zbyt kanciaste i psuły linie modelu, je również nieco poprawiłem nadając im bardziej płynny lekko łukowaty kształt. Aby tego dokonać elementy napływów podzieliłem na kolejne składowe i wykonałem dodatkowe ożebrowanie, a całość skleiłem inaczej niż proponuje autor wycinaki. Dało to zamierzony efekt i elementy te prezentują się lepiej. Gdy przeszedłem do etapu skrzydeł i usterzenia sporo sobie już przypomniałem zapomnianych technik modelarskich i nabrałem wiary we własne siły. Postanowiłem nieco ożywić model poprzez wychylenie powierzchni sterowych skrzydeł i sterów, które w wycinance są zaprojektowane w pozycji neutralnej. W tym celu stery, lotki i klapy odciąłem od głównych składowych i po wymodelowaniu odpowiedniego kształtu odłożyłem na czas budowy reszty elementów powierzchni nośnych i ustateczniających. Same skrzydła i stateczniki wykonałem nieco inaczej niż proponuje zestaw gdyż zrezygnowałem z wewnętrznych żeber i dźwigarów na rzecz pełnego wypełnienia ich wewnętrznej przestrzeni rdzeniami. Rdzenie te wykonałem z deseczek drewna balsa, nadając im odpowiedni kształt poprzez szlifowanie. W czasie formowania rdzeni cały czas kontrolowałem ich przekrój dopasowując je do zewnętrznego poszycia z wycinanki. Piłowania było bardzo dużo, ale po odpowiednim uformowaniu i oklejeniu gotowe elementy są gładkie i bez zapadlisk oraz bardzo wytrzymałe. Gotowe skrzydła i stateczniki pionowe przykleiłem do modelu na styk, stosując szablony do kontroli ich położenia, aby model miał właściwą geometrię. Stateczniki poziome, które mają w prawdziwym samolocie konstrukcję płytowych powierzchni sterowych osadziłem w modelu na osiach z drutu, dzięki czemu możliwe jest ich wychylanie w różnych kierunkach. Na tym etapie dokleiłem też klapy, lotki i stery w wychylonej pozycji, co dodaje modelowi dynamicznego wyglądu.
Kolejnym etapem prac było wykonanie uzbrojenia. Zostało ono przeze mnie zrobione na bazie elementów z wycinanki – poprawiłem jedynie nieco kształt rakiet i dodałem drobne elementy do pylonów. Ponieważ miałem dwie wycinanki zrobiłem podwójny zestaw podwieszeń. Na końcowym etapie prac dodałem do modelu szereg drobnych zewnętrznych elementów. Z niektórych jednak zrezygnowałem, nie ze względu na poziom trudności ich wykonania, a raczej z powodu ich delikatności (graniczyło z pewnością, iż zaraz się oderwą i cała praca przy nich pójdzie na marne). Na sam koniec cały model zabezpieczyłem matowym lakierem bezbarwnym i dodałem jeszcze kilka śladów eksploatacji. Postanowiłem też delikatnie pomalować metaliczną farbą dysze silnika, aby miały bardziej realistyczny wygląd, podobnie postąpiłem z panelem wokół wylotu działka pokładowego.
Model był praktycznie gotowy i w zasadzie można było go już powiesić na suficie. Postanowiłem go jednak wcześniej zaprezentować na zbliżającej się wystawie modelarskiej w Ścinawce Średniej, gdzie wystawiane są głownie modele kartonowe. To też miał być powrót po latach, bo ostatni konkurs modeli kartonowych, w którym brałem udział odbył się dwadzieścia lat temu w Oleśnicy. Zastanawiałem się jak mam wyeksponować mój model, ponieważ nie miał podwozia, więc tradycyjne postawienie na stole odpadało. Wpadłem na pomysł wykonania specjalnej podstawki, która miała przedstawiać samolot w dynamicznej pozie i nawiązywać do walk na Ukrainie. Aby efekt był interesujący model podparłem na „ogniu dopalacza” wydobywającym się z dysz wylotowych silników. Sam „ogień” powstał z obrobionych na tokarce prętów pleksiglasu, które po obróbce i polerowaniu wygiąłem na gorąco dopasowując do modelu. Na końcowym etapie pokolorowałem „ogień” różnymi kolorami farb transparentnych z palety Tamiya, co nadało mu bardziej wiarygodnego wyglądu. Ogniste podpory osadziłem w podstawie powstałej z ozdobnej półki kupionej w sklepie budowlanym. Na podstawę nakleiłem wydruk zdjęcia przedstawiającego płonący rosyjski samolot Su27 na tle ziemi. Całość ma chwytliwy wygląd i wygląda całkiem interesująco. Tak zmontowany model zabrałem po cichu do Ścinawki, i gdy nikt nie patrzył postawiłem go wśród innych modeli kartonowych. Byłem ciekaw jak moja praca będzie odebrana i jakie będą opinie na temat tak nietypowej prezentacji? Ku mojemu zaskoczeniu model się spodobał i nawet otrzymał drugie miejsce w swojej klasie oraz dwie nagrody specjalne – jedną od wydawnictwa Angraf za najlepiej wykonany model z ich opracowania oraz drugą, dla mnie niezwykle cenną, od ukraińskiego modelarza Oleksandra Drona.
I to byłoby na tyle w kwestii budowy i jej finalnego efektu tak nietypowego dla mnie modelu. Sama praca nad wycinanką nie była trudna, ale ze względu na długą przerwę od modelarstwa kartonowego wiele zapomniałem, co nie ułatwiało zadania i stanowiło jednak wyzwanie po latach, bowiem musiałem różne „patenty” dosłownie wymyślać na nowo. Brak konkretnego planu budowy też mi nie pomógł i popełniłem szereg błędów, których można byłoby uniknąć. Ostatecznie model nie wygląda źle i nawet cieszy oko, choć jak większość modeli kartonowych posiada masę uproszczeń. Karton jest trudnym tworzywem, które nie do końca pozwala na osiąganie realistycznych rezultatów. Wymaga on wielkich nakładów pracy i aby model papierowy nabrał cech typowo redukcyjnych z dużą ilością detali i bez uproszczeń trzeba mieć naprawdę wysokie umiejętności manualne, wiedzę i doświadczenie w jego obróbce. Mam wielki szacunek do modelarzy, którzy potrafią z kartonu wykonać waloryzowane modele redukcyjne, praktycznie nieodstające wyglądem od modeli plastikowych, a to trudna sztuka. Tworzywa sztuczne i różne metale pozwalają jednak osiągać lepsze rezultaty mniejszym nakładem pracy nawet w wypadku modeli budowanych od podstaw. Sam się o tym przekonałem wiele lat temu i właśnie to doświadczenie spowodowało, że porzuciłem modelarstwo kartonowe. Gdyż nawet najlepszy mój model kartonowy mnie nie zadowalał, a papier jako budulec stał się dla mnie ograniczeniem. Dodatkowo samo środowisko modelarzy kartonowych kiedyś bardzo sceptycznie patrzyło na waloryzowane modele kartonowe, co również mnie zniechęciło do budowy takich modeli.
Podsumowując, budowa tego modelu dała mi wiele przyjemności. Był to powrót do moich modelarskich korzeni. Choć finalny efekt mojej pracy jest daleki od tego, co potrafię obecnie uzyskać budując modele z tworzyw, to cieszę się, że mogłem popełnić taki ciekawy karton. Nie podejmowałem się nadmiaru „udoskonaleń”, gdyż z założenia miał to być szybki model zrobiony na luzie wprost z gotowej wycinanki. Jego konstrukcja musiała być prosta i możliwa do zbudowania dla modelarza niezawansowanego lub takiego, który do modelarstwa wraca po latach. Myślę, że w tym zakresie udało się wydawcy przygotować świetną wycinankę, z którą poradzi sobie każdy. Zbudowany model będzie cieszył oko, ale przede wszystkim jest to model symbol, który ma przypominać o bezsensie i okrucieństwie wojny na Ukrainie.
Więcej w klubowej >> GALERII