27 październik 2016 – godzina 12.45 – gdzieś na południu Polski… jadę autem francuskiej produkcji – rozlega się dzwonek telefonu – trasa kręta – dlatego nie sprawdzam kto dzwoni (może bym wtedy nie odebrał ) ale odbieram i … w telefonie słyszę miły, miękki, przyjazny męski głos Mariusza K. (zwanego dalej Mańkiem) zwracającego się do mnie tymi słowami :
“jak zdrowie ? Ty, i jak tam relacja z Bielska, dostałeś ten fragment, w który napisałem o masażystkach ? Na co czekasz ? Już prawie pięć dni od konkursu a na naszej stronie gó…o, to znaczy nic nowego nie ma – bierz się do roboty !!!!!!!!!!!!!!!”
… moje nieudolne próby tłumaczenia, to że jestem poza domem, to że urodziła mi się wnuczka, a ja jestem na służbie i bawię się z wnukiem itd, itd, raczej nie dotarły do Mańka, bo po mojej chaotycznej wypowiedzi usłyszałem nic nie mówiący ciągły sygnał w telefonie…………. znaczy się, Maniek miał to w d….. ale zmobilizował mnie…
Do Bielska udały się dwie nasze ekipy, działające niezależnie od siebie, zgodnie z zasadami konspiracji w czasie przemieszczania do wcześniej wyznaczonych punktów nie utrzymywaliśmy ze sobą kontaktu – dobra tak normalnie to – ja ze swoją córką i tak zwanym “sklepem” zaplanowaliśmy wyjazd do Bielska Białej już w lecie. Z organizatorami spotkałem się gdzieś w Czechach na jakimś konkursie jeszcze w marcu czy kwietniu, wtedy już prowadzili działalność “propagandową”. Śledziłem ich dalsze kroki związane z organizacją imprezy i jej reklamą, bardzo mi się podobało to co robią i jak robią – dlatego jako jeden z pierwszych zarezerwowałem sobie miejsce noclegowe w hotelu wskazanym przez organizatorów.
Warto zaznaczyć, że imprezę zorganizowano na terenie “ZIAD BIELSKO BIAŁA” co by to nie oznaczało – był tam hotel z godnymi warunkami noclegowymi, parkingami i nietypowymi salami wystawienniczymi. Po prostu wszystko na miejscu. Dlaczego nietypowymi – tak to określiłem, nie znaczy to, że są gorsze. Po prostu były to bardzoooooooo długie korytarze, szerokie, z ustawionymi stolami po obu stronach i bardzo dobrze oświetlonymi.
Cofając się jednak parę dni do tyłu, to moi koledzy z IPMS Świdnica – wracając z zagranicznych wojaży, upojeni – wręcz zamroczeni sukcesami poza granicami byłej RWPG (to taka poprzedniczka UE stworzona na terenie byłych “demoludów” nie będę tego tłumaczył – młodzi jak nie “czają” muszą popytać starszych to im wytłumaczą) usłyszeli z moich ust o zbliżającym się konkursie w Bielsku. Zainteresowanie wykazał Krzysztof B. ps. Kysy i to on we własnej osobie zebrał Jacka ps.Misiek, wspomnianego już wcześniej Mańka i Krzysztofa Białożyńskiego. Moja osoba z pierworodną i majdanem dotarła do miasta Bielsko Biała już w piątek po południu. Trasa jak to trasa, większość autostradą tylko jakąś dziwną. Nie dość, że duży ruch to jeszcze większość trasy remontowana, ale po ok. czterech i pół godzinie przejechaliśmy te 350 km. Miasto przywitało nas wychodzącym z za chmur słoneczkiem. Kolega GPS głosem znanego rajdowcy doprowadził nas do miejsca konkursu.
Początkowo byłem trochę przerażony -miejsce to było dość daleko od centrum, mnie jako dorabiającemu się młodemu handlowcy przełożyło się od razu na ilość osób odwiedzających konkurs i wystawę a tym samym ilość sprzedanych modeli. Jednym słowem nie wyglądało to optymistycznie. Na miejscu zastałem organizatorów – chłopy ciągnąc “warę” po ziemi (ze zmęczenia) robili co mogli : ustawiali stoły, przykrywali je i jednocześnie rozpoczęli rejestrację modeli do konkursu. Przywódca “stada” zwany Pawłem (najważniejszy z organizatorów) dzielnie sobie radził. Konkretnymi decyzjami, podejmowanymi natychmiast rozwiązywał wszelkie problemy i dusił w zarodku niedociągnięcia które w następnych dniach mogły skutkować złymi wpisami na portalach modelarskich. Zastanawiał mnie tylko jeden fakt – zawsze jak chciałem o coś zapytać Pawła – wychodziłem przed budynek na papierosa – on JUŻ tam był…
Po przygotowaniu stoiska miałem możliwość pospacerowania, jak wiadomo stojąc z boku lepiej się obserwuje i tak też robiłem – spacerowałem i obserwowałem. Warto tu wspomnieć, że już w piątek przyjechało kilkadziesiąt modeli, kilkaset zgłoszono internetowo. Gospodarze dbając o szczegóły wykorzystując do pracy paru nieletnich przygotowywali się na przyjazd hord
modelarzy zgłodniałych sukcesów. W piątek opuściłem gospodarzy ok godz. 23.00- oni zostali, drukowali, cieli, sortowali karty zgłoszeniowe, przygotowywali miejsce dla modeli konkursowych- a nad tym wszystkim czuwał Paweł – siła spokoju – jak wielki wódz przygotowywał się do decydującej bitwy…..Jak już wspomniałem – po rozstaniu z gospodarzami udałem się na spoczynek, hotel jaki zaproponowali nam organizatorzy był naprawdę na dobrym poziomie, cenowo też choć załatwiono nam specjalną zniżkę (brawo dla miejscowych). Idąc wolnym krokiem po korytarzach Hotelu Dębowiec , jadąc windą pomyślałem….. “matko” to ja trzeźwy i mam problem z trafieniem do pokoju. Przecież jutro, jak co niektórzy zabłądzą to umrą z głodu zanim ich znajdą …
Jutro przyszło dość szybko, jak skowronek w sobotę rano , po prysznicu i śniadanku ok. 8.30 udałem się do oddalonego od hotelu o ok. 150 metrów budynku, gdzie miał odbyć się konkurs. Pomimo wczesnej pory zjechało się już paru modelarzy, zaczynał się “młyn”……Z godziny na godzinę przybywało modelarzy, właścicieli stoisk i normalnych ludzi…….
Wracając do opisu pomieszczeń gdzie odbywał się konkurs – warto powiedzieć, że organizatorzy bardzo się starali, miejsca było dużo. Oświetlenie naturalne – bardzo dobre, stoły zabezpieczone to znaczy estetycznie przygotowane do ekspozycji modeli. Nie zapomniano o “ochronie”, przedstawiciele organizatorów bacznie spoglądali na wystawione modele aby im się nie stała krzywda, skrupulatnie przyjmowali prace, nadzorowali właściwe ustawianie i uprzedzali, ze bez potwierdzenia nie wydadzą modeli.Jednym słowem panował ład i porządek. Nie można zapomnieć o logistyce, na miejscu był barek który serwował to co modelarzowi jest niezbędne do przeżycia – kawę i pierogi, oczywiście żartuję było jeszcze dużo ciekawych potraw.
Ale , ale to co najważniejsze – rankiem pojawiła się grupa uderzeniowa “IPMS Świdnica” w składzie jak wyżej opisałem. Szturmowcy tak jak zawsze rozpoczęli od rozpoznania terenu, jak widać ze zdjęć rozpoznali bojem okolice barku, w międzyczasie przekazali parę opowieści o wielkichchhhhhhhhhhhh modelach i taaaaaaaaaaaakich sukcesach. Pozostawiając mnie na wysuniętych rubieżach szturmowcy udali się na zwiedzanie miasta. Po powrocie Mańkowi nie zamykały się usta, był zafascynowany lokalną społecznością a w zasadzie mniejszością tajską. Tu zacytuje mojego kolegę :
” …zaplecze hotelowe zaproponowane przez organizatorów było bardzo dobre. Przestronna recepcja z częścią barową umożliwiła nam prowadzenie spotkań integracyjnych po zamknięciu wystawy. I tu jeszcze jedna rzecz godna (moim zdaniem) uwagi: hotel na swoim terenie dysponuje SPA, gdzie zmęczeni drogą (i dniem) modelarze mogą zażyć relaksu i ukojenia. Zwiedziłem wiele miejsc, w których lepiej lub gorzej dokonano na mnie masażu, ale to co otrzymałem w NATURANGA było czymś innym. Profesjonalna obsługa (język polski) przy ustalaniu godziny i zakresu masażu już od początku miło mnie zaskoczyła. Masaż wykonują licencjonowane masażystki z Tajlandii (język porozumiewania angielski) Rozpoczęcie wizyty: obowiązkowa kąpiel w szatni męskiej, wskakuję w przygotowany strój do masażu “na sucho” i … zaczęło się. Po 2 godzinach zabiegu, który nie był tradycyjnym masażem a połączeniem jogi z elementami akupresury i refleksologii, zrozumiałem różnicę: są masaże i MASAŻE. Rytmiczny ucisk kluczowych punktów na ciele odblokowuje kanały energetyczne, coś wspaniałego…Zachęcony bardzo pozytywną reakcją mojego ciała i umysłu zamówiłem kolejne 2 godziny na dzień następny. Warto było: inna technika, inna obsługa, ten sam orientalny klimat i wspaniały efekt…Polecam wszystkim: www.naturanga.pl “mam pamięć nie… ale takie rzeczy zapamiętuje bez żadnych powtórek …
Wracając do rzeczywistości , sobota upłynęła nam błyskawicznie. Ilość modeli w zastraszającym tempie rosła, urosła aż do 740 (mogę się mylić o parę sztuk), nie licząc kilkuset modeli pozakonkursowych >>GALERIA <<. Były też grupy rekonstrukcyjne ze sprzętem, na zewnątrz można było dotknąć pod bacznym okiem organizatorów jakiegoś Hamera i Porche. Ale większość cieszyła oko modelami.
Nie można zapomnieć o rozmowach polaków. Oczywiście nasze prawie klubowe stoisko gościł wielu znajomych i przyjaciół. Nie mogę w swym sprawozdaniu pominąć niezniszczalnej ekipy z Mińska Mazowieckiego . Znani wszystkim Sylwek i Adaś jak zwykle zapisali się w pamięci … recepcjonistek. Co prawda mniejszość radomska (nie romska) także nie była gorsza. Nasz przyjaciel, super modelarz Krzysztof P. z Radomia zwany od pobytu w Bielsku “Iskrą” i nie wiem dlaczego “Caracalem” zaszczycił nas opowieściami o trudnych narodzinach jego modeli (mówię o Iskrze i Mi-4). Krzysztof wraz z Kacprem (nazywanym powszechnie Kacperkiem) raczyli nas tym co wszystkie misie lubią najbardziej czyli “gumijagodami”- jako znawca i miłośnik tego typu smakołyków muszę autorytatywnie stwierdzić – że trunek był zacny i godny szlachetnych gardeł modelarskich. Po zakończeniu sobotniej części rozpoczęły się rozmowy kuluarowe a raczej barowe. Obficie zaopatrzony barek hotelowy oparł się szturmom modelarskich osobowości – mignęły mi znajome twarze z Kielc i Krakowa – Mateusza i Przemka , Dziadek Jacek wraz z Basią. Oddzielne zdanie muszę poświęcić Przemkowi z Kielc – w sobotnie przedpołudnie przeprowadził jak zwykle imponujący, interesujący, niesamowicie intrygujący pokaz wraz z prelekcją a już tego samego dnia wieczorem brylował w hotelowych kuluarach – jest wzorem dla młodych modelarzy.
Ale wieczór jeszcze się nie skończył, już po godzinie … późnej, nasz klub czyli ja i szturmowcy wraz gośćmi zakończyli działania operacyjne bodajże w pokoju nr 103 , później jak się wszystko skończyło (nawet tematy do dyskusji) udaliśmy się na spoczynek, należało nam się to .
Niedziela, jak to w dzień świąteczny przystało, wszystko toczyło się wolniej i spokojniej. Modelarze trochę wolniej chodzili a w zasadzie snuli się … chyba ze zmęczenia…To co mnie bardzo cieszyło (mówię tutaj o moich prywatnych interesach) zwiedzających i oglądających modele, a tym samym odwiedzających moje stoisko było bardzo dużo, tak w sobotę jak i niedzielę. Moim skromnym zdaniem reklama i ściągnięcie z miasta tych normalnych, nie związanych bezpośrednio z modelarstwem ludzi jest bardzo ważne, pokazanie tym nie skażonym modelarstwa we wszystkich odmianach powoduje, że nasze hobby ma szanse na przetrwanie .
Wracając do konkursu nieubłaganie dobiegał końca, muszę to podkreślić, ze przez cały czas widać było wszędzie zaangażowanie organizatorów, dbałość o porządek i realizację zaplanowanego harmonogramu.
O 14.00 wszyscy biorący udział w konkursie udali się na uroczyste ogłoszenie wyników. Odbyło się ono w ekskluzywnych pomieszczeniach hotelu, podnosząc rangę opisywanego wydarzenia. Chciałbym tutaj podkreślić, że moja relacja celowo pomija tak drażliwy temat jak sędziowanie i same wyniki konkursu (dotyczy to wszystkich imprez), to zostawiam innym. Co do samego wydarzenia modelarskiego należy je ocenić bardzo pozytywnie, na pewno w przyszłym roku jak organizatorzy pozwolą odwiedzę Bielsko i zachęcam tych którzy nie byli aby nie zmarnowali drugiej szansy. Moi klubowi koledzy także przyjadą, zwłaszcza, że po tym konkursie czują pewien niedosyt – NIC NIE ZDOBYLI – aby im pomóc i walczyć o dobre imię naszego IPMS Świdnica postanowiłem lepić jakieś cudaki na następny konkurs w Bielsku Białej.